wtorek, 8 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 12

 - Nie od zawsze bałam się burzy. Prawdę mówią, kiedy miałam kilka lat, uwielbiałam patrzeć na pioruny. Głośne grzmoty wcale mnie nie przerażały, wręcz mnie bawiły, śmiałam się z nich. I moment kiedy to się zmieniło, rozpoczyna całą tą historię. To był dziesiąty lipca dwa tysiące dziesiątego roku – powiedziałam, a wszystkie wspomnienia zaczęły wracać.


Moja koleżanka z klasy, Grace, organizowała ognisko. Mieszkała blisko lasu, miała dostęp do drewna i dom z wielkim ogrodem. Jej rodzice wyjechali gdzieś na tydzień i dziewczyna z tej okazji postanowiła zrobić imprezę i zaprosiła chyba pół naszego rocznika, w tym również mnie. Z początku nie chciałam tam iść. Nie lubiłam takich imprez i wiedziałam co miało mnie tam czekać... Zapach papierosów mnie obrzydzał i nie tolerowałam alkoholu. Jednak Grace przekonała mnie do przyjścia najbardziej prostym i najbardziej oczywistym sposobem – James miał tam być.
Ten chłopak podobał mi się od kilku miesięcy. Z początku po prostu kojarzyłam go ze szkoły, wydawał mi się w porządku. Któregoś dnia poznałam go kiedyś na przystanku, dzięki wspólnym znajomym. Stał się zwyczajnym kolegą z równoległej klasy. Mieszkaliśmy dosyć blisko siebie więc czasami szliśmy razem kawałek do szkoły albo jechaliśmy autobusem. Trochę rozmawialiśmy, ale to zazwyczaj trwało parę minut.
Raz, w styczniu, nasz autobus w ogóle nie dojechał na przystanek. Musieliśmy iść do szkoły na pieszo, a przez noc napadało okropnie dużo śniegu. Jednak jakoś dawaliśmy radę. Kiedy szliśmy, przyglądałam mu się nieco dłużej niż wypada. Był ode mnie sporo wyższy, musiałam podnieść głowę aby dokładnie mu się przyjrzeć. Pierwszą moją myślą było to, że James musi iść do fryzjera, jego jasnoblond włosy było już nieco za długie. Jednak nie zakrywały jeszcze jego szarych oczu, chociaż zauważyłam je nieco później. Uśmiechał się pod nosem, to podkreślało delikatne, prawie chłopięce, rysy twarzy.
Jeszcze parę sekund patrzyłam i zaczęłam myśleć o nim w trochę inny sposób. Był przystojny, dopiero wtedy to pojęłam. Zawstydzona, odwróciłam wzrok. James na szczęście nie zauważył mojego gapienia się na niego i po prostu kontynuowaliśmy rozmowę.
Potem nic już nie było takie samo. Coraz częściej przyłapywałam się na tym, że myślę o nim. Z początku nie było to nic złego. Po prostu czasami nie uważałam na lekcjach bo moje myśli zaprzątał James. Dopiero później poświęcałam mu praktycznie każdą sekundę mojego życia, nie mogłam go wyrzucić z mojej głowy. I wcale tego nie chciałam. Po kilku tygodniach znałam jego plan lekcji lepiej niż swój. Wiedziałam co robi w czasie przerwy na lunch, kiedy pojedzie na zawody sportowe... To stawało się nieco obsesyjne, ale nie mogłam nic na to poradzić. Dzień stawał się lepszy kiedy myślałam o tym, że będziemy razem szli do szkoły.
W każdym razie po tych kilku miesiącach myślenia o nim, Grace dała mi świetną okazję do zadziałania. Mogłam spotkać Jamesa w nieoficjalnym wydaniu. I sama wreszcie mogłam się pokazać mu w czymś innym niż tym okropnym mundurku szkolnym. Barwami naszej szkoły był bordowy połączony z czarnym. To zdecydowanie nie były moje kolory, chociaż na Jamesie wyglądały doskonale. Pomijając już kwestię stroju, chciałam po prostu go zobaczyć. Ognisko było doskonałe, może nawet moglibyśmy znaleźć na nim trochę prywatności. W końcu dom Grace był ogromny...
Ostatecznie decyzję o moim pójściu podjęłam kilka dni przed imprezą. Jedynym problemem byli moi rodzice. W końcu zdecydowałam co zrobię w tej sprawie. Postanowiłam na mało uczciwe wyjście – kłamstwo.
Powiedziałam, że w piątek spotykam się z Grace, a potem będę u niej spać. Moi rodzice zgodzili się na to. W końcu był weekend, zbliżał się koniec roku szkolnego, egzaminy miałam już za sobą. Wszystko wyszło mi wiarygodnie i zaczęłam odliczać dni do imprezy. I w końcu nastał ten dzień. Piątek, dziesiąty lipca.
Impreza miała się zacząć o dziewiętnastej. Wróciłam ze szkoły, zjadłam obiad i zaczęłam się szykować, mimo faktu, że zegarek wskazywał szesnastą. Najpierw zastanawiałam się nad ciuchami. Postanowiłam na coś wygodnego, ale ładnego. Letnie wieczory w Bostonie były dosyć ciepłe, dlatego wybrałam krótkie spodenki. Do tego dosyć obcisłą bluzkę na ramiączkach, z nieco większym dekoltem niż zwykle. Pracowałam nad moim ciałem przez całą wiosnę i wreszcie mogłam się nim pochwalić. Tradycyjnie, na nogach miałam mieć moje ulubione conversy. Były krótkie, czarne i nieco znoszone, ale kochałam je. Czarna bluza dopełniała całość, w nocy miało być trochę zimno.
Zadowolona z mojego wyboru, udałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam włosy i je wysuszyłam, zrobiłam makijaż, ubrałam się w przygotowane ciuchy... Ostatecznie, byłam gotowa po dwóch godzinach. Spakowałam do mojej torby potrzebne rzeczy.
Miałam jeszcze godzinę, dlatego postanowiłam przejść się do Grace. Pojechałabym rowerem, ale to zajęłoby mi jakieś dziesięć minut i wtedy byłabym przed czasem. Wolałam zrobić sobie powolny spacer.
Wyszłam z domu i odetchnęłam z ulgą. Moi rodzice siedzieli w salonie i na szczęście nie rzucili mi podejrzanych spojrzeń. Chyba nie spodziewali się tego, że ich kochana córka byłaby w stanie ich okłamać. Pozory mylą...
Mimo wolnych kroków, na miejscu byłam pół godziny później. Nie wiedziałam co mogłabym robić w tym czasie, dlatego zapukałam do drzwi od domu mojej koleżanki. Nikt mi nie otworzył, ale słyszałam krzyki. Postanowiłam zajrzeć do ogrodu i zobaczyłam coś co mnie nieco skołowało.
Wokół mnie było mnóstwo ludzi, ktoś mi wcisnął do ręki piwo. Zaczęłam wypatrywać w tłumie znajomej twarzy. Po dobrych paru minutach zobaczyłam Grace. Stała przy stole z napojami i rozmawiała z jakimś wysokim blondynem, chyba grał w szkolnej drużynie koszykarskiej. Podbiegłam do nich i chwyciłam moją koleżankę za rękę.
- Och, El! Spóźniłaś się! - powiedziała na mój widok.
Zrobiłam zdezorientowaną minę.
- Zaczęło się o osiemnastej. Wysłałam ci smsa – wyjaśniła Grace.
- Nic mi nie...
- Dobrze, mniejsza z tym! - przerwała mi. - Chodź, pójdziemy na górę i odniesiesz swoje rzeczy.
Dziewczyna zaczęła mnie prowadzić w stronę swojego domu. Udałyśmy się na najwyższe piętro. Szłyśmy długim korytarzem, z mnóstwem drzwi. W końcu zatrzymałyśmy się przed jednymi i Grace wyjęła z kieszeni klucz. Otworzyła zamek i wpuściła mnie do środka.
Pokój, w którym się znalazłyśmy, był bardzo ładny. Nieco przypominał mi mój, chociaż z pewnością stały w nim o wiele droższe meble.
- Zostaw to tutaj – powiedziała. - Dam ci klucz, będziesz go pilnować.
- Okej – odpowiedziałam. - A czy on przyszedł?
Przygryzłam ze zdenerwowania dolną wargę.
- Tak, widziałam go. Gdzieś się kręcił, ale niewiele już pamiętam. Chyba wypiłam już coś koło dwóch piw, za dwie godziny nie będę w dobrym stanie. W razie czego, ratuj mnie.
Nie skomentowałam tego. Grace to Grace, to było jej życie i nie mogłam się w to wtrącać.
- W porządku – powiedziałam tylko i wysiliłam się na wymuszony uśmiech.
Wróciłyśmy do ogrodu, a ja instynktownie zaczęłam szukać Jamesa. Nie widziałam go, a nie chciałam pytać nikogo czy wiedzą gdzie on jest, dlatego postanowiłam trochę pochodzić po ogródku. Chciało mi się pić i zanim się zorientowałam ktoś wcisnął do mojej ręki butelkę z piwem. Chciałam odmówić, ale zobaczyłam koło siebie jego i szeroko się uśmiechnęłam.
- Hej James – powiedziałam.
Upiłam łyk alkoholu. Poczułam nieprzyjemny smak piwa w moich ustach. Chciałam je z początku wypluć, ale to by nie wyglądało zbyt dobrze.. Zamiast tego upiłam kolejny łyk, za drugim razem było już trochę lepiej. Opróżniłam pół butelki w około pół minuty, całkiem nieźle.
- Hej Eleanor – powiedział chłopak. - Nie wiedziałem, że tu będziesz...
- Grace mnie zaprosiła i postanowiłam przyjść.
James miał nieco zdziwioną minę i był zdezorientowany. W końcu chyba nikt, łącznie ze mną, nie spodziewał się mojej obecności na takiej imprezie. Ale nie było tak źle, piwo nie smakowało aż tak tragicznie i prawie nie czułam zapachu papierosów. Była tylko jedna irytująca rzecz.
- Ta muzyka jest strasznie głośna – podzieliłam się moimi przemyśleniami.
Akurat leciał jakiś radiowy hit, który lubiłam, ale nie brzmiał on dobrze kiedy moje uszy nie wytrzymywały.
- Może chcesz przejść się gdzieś? Mnie też denerwuje ten hałas.
Moje serce zaczęło bić strasznie szybko, ale jakoś udało mi się delikatnie pokiwać głową. James chwycił mnie za rękę i pokierowaliśmy się w kierunku małej ławki na granicy ogrodu Grace i lasu. Usiedliśmy. Nadal słyszałam muzykę, ale nie była już taka głośna. Upiłam łyk piwa, a chłopak zrobił to samo. Atmosfera się trochę rozluźniła.
- Stresujesz się tym czy dostaniesz stypendium? - spytał James.
Zastanawiałam się co mogę mu odpowiedzieć. Codziennie myślałam na ten temat, w głowie miałam różne scenariusz. Pozytywne myśli jednego dnia, zastępowały negatywne z poprzedniego. Ostatecznie starałam się nie myśleć o tym stypendium. Było mi potrzebne, żeby móc uczyć się w najlepszej szkole w mieście. Niestety moi rodzice nie byli aż tak bogaci, żeby ją opłacić dla mnie dlatego musiałam sama na nią zarobić. Jedynym sposobem były dobre oceny. Spędzałam przy książkach mnóstwo czasu, ale nie miałam pojęcia czy to wystarczy. Strasznie się denerwowałam.
Sytuacja Jamesa była zupełnie inna. Też chciał iść do tej szkoły. Był inteligentny, grał w szkolnej drużynie piłkarskiej. Nie był bardzo bogaty, ale miał wystarczająco pieniędzy na opłacenie nauki w najlepszej placówce w mieście.
- Nie mam pojęcia, ale zazdroszczę ci. Nie musisz się już o nic martwić. Z takimi ocenami masz gwarantowane miejsce w szkole – powiedziałam w końcu.
- Ale ty nie musisz się martwić. Wszyscy wiedzą o tym, że starasz się o stypendium i bardzo ci kibicują. Zasługujesz na to jak nikt inny.
Poczułam, że się rumienie i nie mogę nic z tym zrobić. On był słodki i chyba naprawdę musiał trochę mnie chociaż lubić skoro mówił takie rzeczy.
- Muszę ci coś powiedzieć – dodał James po chwili.
''Musimy porozmawiać'', ''mam coś do powiedzenia''... Przeczytałam kiedyś, że po usłyszeniu tych kilku słów człowiek zaczyna się denerwować. Ze mną było tak samo. Moje ręce zaczęły się pocić i wytarłam je o moje szorty. Jednak z drugiej strony zastanawiałam się co może mi powiedzieć, miał poważną minę.
- Mów – powiedziałam, żeby trochę go popędzić.
James westchnął.
- Zanim się poznaliśmy to kojarzyłem ciebie ze szkoły. Potem nadszedł ten dzień kiedy przytrzymałem ci drzwi w autobusie i jakoś się poznaliśmy. Spodobałaś mi się od razu. Dało się z tobą normalnie pogadać. Może nie wyglądam na takiego, ale jestem bardzo nieśmiały. Znamy się ponad rok, a ja przez ten cały czas nie znalazłem w sobie wystarczająco odwagi, żeby powiedzieć co czuję... Ale kończymy szkołę, nie jestem do końca trzeźwy więc jeżeli coś pójdzie nie tak to zawsze mogę udać, że tego nie pamiętam i nie będzie niezręcznie.
Miałam wrażenie, że to ja może jestem pijana po połowie butelki piwa albo się po prostu przesłyszałam. Jednak to była prawda. James siedział koło mnie i wyznawał, że od dawna mu się podobałam.
- Nic nie pójdzie nie tak – powiedziałam cicho i delikatnie oblizałam moje wargi.
On to zauważył po zaczął się patrzeć na moje usta. Trudno było wytrzymać jego spojrzenie, ale dawałam radę. Przysunął się w moim kierunku, stykaliśmy się kolanami. Czułam jego perfumy i zapach alkoholu.
- El, mogę...?
James nie zdążył dokończyć bo moje wargi znalazły się na jego. Miałam szesnaście lat i to był mój pierwszy pocałunek. Czekałam na ten dzień długo i bardzo się stresowałam. Jednak kiedy przyszło co do czego – wiedziałam co mam robić. James na pewno się wcześniej całował bo robił to doskonale. No cóż, nie miałam porównania, ale była dobrze. Nawet bardzo dobrze i nasze języki szybko włączyły się do akcji.
Nagle usłyszałam kroki i instynktownie oderwałam się od chłopaka. Jego chyba zdziwiło moje zachowanie i posłał mi pytające spojrzenie.
- Ktoś tu idzie, a raczej biegnie – wyjaśniłam.
Dwie sekundy później zobaczyłam Jessice. Nie znałam jej zbyt dobrze mimo faktu, że chodziłyśmy razem do klasy. Dziewczyna wpatrywała się w nas zszokowana przez chwilę. No tak, ja i James siedzieliśmy bardzo blisko siebie.
- O co chodzi? - spytałam.
Jessica otrząsnęła się i wyraz jej twarzy zamienił się w przerażony.
- Musicie tam iść i nam pomóc – powiedziała. - Szybko!
Musiało się wydarzyć coś poważnego. Nigdy nie widziałam mojej koleżanki w takim stanie, nic nie było w stanie jej ruszyć. Zerwałam się z ławki i pobiegłam w kierunku domu. James zrobił to samo co ja, a Jessica szła za nami powolnym krokiem.
Kiedy znaleźliśmy się w ogrodzie poza nami było tam tylko kilka osób.
- Gdzie są wszyscy? - spytałam.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia, musimy uciekać – odpowiedziała mi Jessica.
Chwilę później usłyszałam odgłos syreny. Karetka jechała w kierunku domu Grace.
- Co się stało, musisz mi powiedzieć! Dlaczego karetka tutaj jedzie?
- Grace wzięła jakieś prochy, nie wiem kto jej to dał. Leży na kanapie w domu, karetka ją znajdzie...
Po tych słowach Jessica szybko wyszła w kierunku ulicy, a za nią poszedł James i reszta towarzystwa. Nim się obejrzałam, zostałam sama w ogrodzie. Nie mogłam w to uwierzyć. Wszyscy moi znajomi, chłopak który mi się podobał... Okazali się pierdolonymi tchórzami. Nie chciałam tracić czasu i szybko pobiegłam do domu, zobaczyć w jakim stanie jest Grace.
Znalazłam ją na kanapie w salonie. Leżała tam, a jej twarz była blada. Jej włosy były całe potargane, oczy miała zamknięte. Była nieruchoma, ale jej ciałem co jakiś czas wstrząsały drgawki. Niedobrze, było naprawdę niedobrze.
Podbiegłam do kanapy i uklęknęłam przy dziewczynie. Chwyciłam ją za dłoń, była zimna. Chciałam tylko, żeby Grace otworzyła oczy i na mnie spojrzała. Bałam się najgorszego.
- Eleanor – usłyszałam cichy jęk.
- Jestem tutaj – powiedziałam, a głos mi się łamał. - Grace, co się stało. Powiedz mi, karetka już tu jedzie.
- Nie czuję się zbyt dobrze.
I nie wyglądasz jak okaz zdrowia, pomyślałam i w porę ugryzłam się w język. Nie chciałam wypowiadać takich słów na głos, zapowiadałyby one najgorsze.
- Kto ci to dał? - spytałam.
- Nie pamiętam – odpowiedziała dziewczyna, a jej głos był coraz bardziej słaby. - Wysoki, jasne włosy, fullcap, koszula... Znajdziesz go?
Pokiwałam delikatnie głową i usłyszałam karetkę. Stała już przy domu. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Poszłam je otworzyć.
Kilku lekarzy weszło do mieszkania i otoczyło kanapę. Zaczęli robić jakieś badania Grace, włożyli ją na noszę. Jeden z nich podszedł do mnie i zadał parę pytań.
- Kim pani jest?
- Koleżanką ze szkoły Grace.
- Co tu się właściwie działo?
- Była impreza.
- Czy dziewczyna spożywała alkohol? Brała jakieś inne środki odurzające?
- Tak, tak.
Lekarz ostatecznie powiedział mi, że będę musiała pojechać na posterunek złożyć zeznania w tej sprawie. Rodzice Grace zostali o wszystkim poinformowani, byli już w drodze do domu. Radiowóz policyjny przyjechał po mnie kilkanaście minut później. Dwóch policjantów wyprowadziło mnie z domu. Kazali mi się nie denerwować. Ale ja nadal się stresowałam, mimo że nie zrobiłam nic złego. A kiedy wsiadałam do samochodu na niebie pojawiły się pierwsze pioruny, a później rozległy się grzmoty. Wtedy przypomniałam sobie o fullcapie Jamesa, o koszuli którą ubrał na imprezę i poczułam, że robi mi się słabo.


- Od tej pory boisz się burzy?
Głos Louisa był delikatny i brzmiał trochę obco. Popatrzyłam na niego i uświadomiłam sobie, że opowiedziałam mu całą historię na głos.
- Tak – odpowiedziałam.
- Co się stało z Grace?
Poczułam łzy zbierające się w kącikach moich oczu.
- Zmarła w drodze do szpitala, jej organizm nie wytrzymał takiej dawki nowej, niebezpiecznej substancji.
- Przykro mi.
Zapanowała chwila ciszy.
- A co się stało z Jamesem? - w głosie Louisa wyczułam nutkę zazdrości. - Powiedziałaś na policji co on zrobił?
- Powiedziałam, ale to nic nie dało. Po prostu dali mu jakieś ostrzeżenie, ale nadal miał dostęp do najlepszej szkoły w mieście. W dodatku dowiedział się o moich oskarżeniach, jego rodzice załatwili parę spraw i ja zostałam oskarżona o współudział.
- Żartujesz!?
- Chciałabym – smutny uśmiech pojawił się na mojej twarzy. - Nie dostałam stypendium, mimo doskonałych wyników. Poszłam do średniej szkoły. Wprawdzie tam też się uczyłam, ale musiałam znowu walczyć o stypendium. Dostałam je chociaż łatwo nie było.
- Nie zasługiwałaś na coś takiego.
Nic nie odpowiedziałam, ale Louis nie tracił czasu. Kazał mi wstać, wziął mnie za rękę i pokierowaliśmy się w stronę jego sypialni.

~~~~

Przepraszam za tyle czekania! Nic nie obiecuję co do następnego rozdziału, mam ostatnio sporo spraw na głowie. Mam tylko nadzieję, że warto było czekać. A po ostatnim zdaniu możecie wywnioskować, że w następnym rozdziale nie będzie już tak grzecznie :D

ps: jak informowałam was o rozdziałach to wiele z was miało stare nicki na tt, podajcie mi nowe :)

9 komentarzy:

  1. rozdział był strasznie ciekawy a ta historia niesamowicie wciągnęła! nie mogę się już doczekać następnego x

    ~ @pfctgrande

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ♡ i tak warto było czekać. Rozdział jest rewelacyjny. Nie wytrzymam do następnego. Czekam z niecierpliwością na rozwój akcji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekałam cały czas i nie żałuję. Świetny.
    @my_perfect_ian

    OdpowiedzUsuń
  4. omg błagam dodawaj szybciej bo nie mogę znlcklzca kocham to opowiadanie

    // @juicybrooks (byłam lukeysbey)

    OdpowiedzUsuń
  5. cudowny!Umiesz przekazać prawdziwe emocje! Czekam na next ! Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mogę liczyć na twoją opinię?

    Zawsze jest szansa, że wejdziesz, zobaczysz, pokochasz ( mam nadzieję lol )
    youngloovers.blogspot.com
    loovelorn.blogspot.com
    fromyourlust.blogspot.com
    ifindyourlips.blogspot.com
    Nawet jak nie masz teraz ochoty, to kiedyś pewnie będzie ci się nudzić, zerknij, może warto :)

    OdpowiedzUsuń
  7. ciagle sprawdzam czy jest nowy rozdzial i nie ma :c dodawaj szybciej bo sie nie cierpliwie! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne opowiadanie. Bardzo wciągające. Mogłabyś mnie informować @felek838?

    OdpowiedzUsuń