czwartek, 6 marca 2014

ROZDZIAŁ 9

Jeżeli myślałam, że to podczas otwierania sms moje ręce drżały, to było to nic w porównaniu z tym co działo się ze mną po jego odczytaniu.
Czułam się jakbym nie mogła złapać tchu albo po prostu moje serce stanęło na kilka sekund. Wpatrywałam się w ekran telefonu, chociaż z powodu drżenia moich rąk ledwo mogłam utrzymać go w ręku. Starałam się przeanalizować dokładniej treść tego smsa. Ale tutaj nie było czego analizować, żadnych skomplikowanych podtekstów czy zagadek. Cała informacja podana jak na tacy.

Kto by pomyślał, że taki dupek się może czuć do dziewczyny coś więcej...

Tak właśnie brzmiała treść wiadomości. I to powinno być proste. Chłopak, który nie jest ci do końca obojętny, czuję do ciebie coś więcej... Idealna sytuacja, prawda? Ale cóż, to nie było proste. Ani trochę.
- Co tam robisz na tym telefonie?
Na dźwięk jego głosu prawie podskoczyłam na siedzeniu. Musiał zobaczyć co robię, w wstecznych lusterku. Pewnie od dobrych paru minut wpatrywałam się w treść wiadomości ze zdziwieniem na twarzy i musiało to wyglądać dziwnie.
- Um, nic.
Powiedziałam to tak mało przekonanym tonem, że zapewne nie udało by mi się okłamać nikogo.
- Wydawałaś się bardzo zdziwiona...
Tomlinson był cholernie ciekawski i czasami po prostu nienawidziłam tej jego cechy. Jednak tym razem było to dobrym znakiem bo po tonie w jego głosie wywnioskowałam, że naprawdę nie ma pojęcia o tym co zrobił Niall. Cudem powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem. Najlepsi przyjaciele, a swoje sekrety pewnie rozgadują na prawo i lewo.
- Nie przejmuj się, patrz na drogę.
Louis dopiero po chwili odwrócił wzrok i z powrotem zajął się jazdą. Ale ja nie spuszczałam z niego mojego spojrzenia.
Siedział tam, przystojny jak zawsze, trochę niewyspany. Zupełnie jakby nic się nie zmieniło. Jakby od naszego spotkania nie minął wcale miesiąc. Jakby to wszystko nie było tak cholernie skomplikowane...
Nie wiedziałam czy chociaż mnie trochę lubi, a co dopiero mówić o czymś więcej. Ja na pewno nie byłam w nim zakochany czy coś w tym guście, jakby na to nie patrzeć ledwo się znaliśmy. Poza tym kim ja byłam, żeby zakochiwać się w chłopaku traktującym dziewczyny jak przedmioty? Kim ja byłam, żeby się w ogóle zakochiwać?
Ale nie mogłam go oceniać – sama dzisiaj przespałam się z chłopakiem którego nie znałam, a później chciałam wymknąć się z jego domu. Co zresztą mi nie wyszło, ale to była już inna sprawa.
Kiedy wjeżdżaliśmy na osiedle Tomlinsona stwierdziłam, że za dużo myślę. A to nie mogło przynieść nic dobrego. Szczególnie, że nie byłam do końca zdrowa, jego zdaniem miałam gorączkę. Sama tego nie czułam, ale było mi raz zimno, a raz gorąco więc rzeczywiście coś musiało być na rzeczy.
- Już jesteśmy – powiedział Louis.
Zupełnie jakbym sama tego nie zauważyła, pomyślałam i dyskretnie wywróciłam oczami. Chłopak zaparkował samochód i wysiadł z niego. Zanim zdążyłam wykonać jakiś ruch, on znalazł się przy drzwiach z mojej strony i otworzył je przede mną.
- Nie wiedziałam, że jest pan takim gentlemanem, panie Tomlinson.
Lekko się uśmiechnęłam i wysiadłam z pojazdu.
- Kompletnie nie wiem jak się zachowywać w takiej sytuacji, pani Calder, więc proszę mi wybaczyć wszelkie błędy.
Po tych słowach położył rękę na moim ramieniu, a ja poczułam to uczucie. To co czułam tylko przy nim. I zastanawiałam się co miał na myśli mówiąc ''w takiej sytuacji''. Chodziło mu o opiekowanie się chorą dziewczyną?
Weszliśmy do bloku chłopaka i postanowiliśmy pojechać windą. Wprawdzie jego mieszkanie nie znajdowało się na samej górze, ale nie miałam siły wchodzić po schodach. Prawdopodobnie było to po mnie widać bo Louis od razu pokazał mi gdzie są windy.
Kiedy znaleźliśmy się przed drzwiami wejściowymi do mieszkania, on na chwilę przystanął i przypatrzył mi się uważnie.
- O co chodzi? - spytałam i podniosłam jedną brew do góry.
- Nie przeraź się, ale w moim domu wygląda trochę strasznie.
Zanim zdążyłam zapytać o co chodzi, on otworzył drzwi od domu. Z początku nic nie wyglądało podejrzanie. No może poza tym, że w szafce na buty były trzy pary vansów, jakieś stare adidasy i eleganckie buty, pewnie do garnituru. Ale z pewnością nie chodziło o jego dziwne upodobania co do obuwia.
Zaczęłam się robić podejrzliwa dopiero kiedy koło wieszaka na kurtki zobaczyłam małą karteczkę z dziwnymi znaczkami.
- Louis, co...
- Klejki.
Zrobiłam zdezorientowaną minę. Co to w ogóle jest, pytałam siebie w myślach.
- To te karteczki. Pewnie dla ciebie to tylko dziwne znaczki, ale to nazwy różnych przedmiotów w domu po chińsku. Tutaj masz na przykład oznaczają one wieszak na ubrania – chłopak wskazał na karteczkę której wcześniej się przyglądałam. - Liam i Zayn to wszystko przywiesili. Po prostu wpadli któregoś wieczoru i kilka minut później wszystko było gotowe.
- Nie irytuje ciebie to?
- Na początku to było okropne. Chciałem to wszystko wyrzucić, ale jakoś mi się nie chciało i zauważyłam, że może to nie jest taka ściema... W sumie teraz już umiem większość tych słów, ale to prezent urodzinowy od chłopaków więc głupio mi to ściągać.
- Kiedy miałeś urodziny?
Było mi głupio, że ominęło mnie coś takiego więc zapewne miałam smutną minę. Chłopak zaśmiał się na ten widok.
- Spokojnie, mam dopiero dwudziestego czwartego grudnia. Oni zawsze się trochę spieszyli, nie przejmuj się.
Odetchnęłam z ulgą i dopiero po chwili uświadomiłam sobie jaką właśnie datę powiedział mi Louis.
- Masz urodziny w Wigilię? - upewniłam się, a on pokiwał głową. - Robiłeś jakieś imprezy otoczony tą atmosferą świąt?
- Kiedyś było naprawdę super, ale to jak byłem małym dzieckiem. Teraz to już wszystko minęło. Ten cały klimat świąt już dla mnie nie istnieje, od bardzo dawna. Te wszystkie ozdoby świąteczne wydają mi się strasznym kiczem, ale Niall je uwielbia – zaśmiał się. - Zawsze muszę z nim chodzić po mieście kilka dni przed świętami i oglądać to wszystko. A jak pada śnieg to jest szczęśliwy jak jakieś małe dziecko i mało brakuje do tego, żeby mnie namawiał na sanki... Dobrze się czujesz?
Słuchałam tego co mówił chłopak, ale gdzieś mniej więcej w połowie zaczęło robić mi się słabo. Chyba naprawdę byłam chora, moja głowa pewnie była gorąca.
- Nie wiem – odpowiedziałam słabym tonem.
Louis chwycił mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę salonu. Kazał mi się położyć na kanapie, a sam odszedł. Wrócił po minucie z termometrem elektronicznym, wielkim pudełkiem z lekami i kocem, którym mnie przykrył. Usiadł przy mnie i kazał mi zmierzyć temperaturę. Włożyłam termometr pod pachę. Minęło kilkanaście sekund i chłopak kazał mi oddać przyrząd. Zanim zdążyłam zobaczyć jaką temperaturę ma moje ciało, on szybko zabrał mi termometr. Przyglądał mu się uważnie przez kilka sekund, a potem spojrzał na mnie. W jego spojrzeniu widać było wyraźną ulgę.
- Trzydzieści osiem i dwa. Jest okropnie, ale spodziewałem się czegoś gorszego. Nie przejmuj się, zaraz podam ci jakieś leki. Znam się na tym.
Mówił to wszystko takim tonem jakby rzeczywiście myślał, że umrę i to tu, na jego kanapie. W dodatku zachowywał się jak jakiś lekarz z wieloletnim doświadczeniem. Ale podchodził do całej sprawy poważnie i byłam mu za to wdzięczna bo z każdą minutą czułam się coraz gorzej.
- Chyba mam rozwiązanie – powiedział, szukając czegoś w pudełku z lekami. - To taki syrop, powinnaś go wziąć. Jeżeli to nie jest żadna poważna choroba, podziała za maksymalnie godzinę. Jak nie będzie efektów to będę musiał ciebie zawieź do lekarza.
Skrzywiłam się na samą myśl o wizycie w szpitalu. Nie byłam tam od tamtego dnia... I nie chciałam tam wracać.
- Okej.
Louis nie mógł wiedzieć nic. Modliłam się w duchu, żeby jego leki zadziałały i wizyta u lekarza okazała się zbędna. Nie byłam chora przez ponad trzy lata... I akurat teraz, w trakcie egzaminów.
- Poczekaj, przyniosę ci coś do popicia. A ty usiądź.
Wykonałam jego polecanie. On odszedł w stronę kuchni, ale chwilę później już był. W ręku trzymał szklankę z wodą i łyżeczkę do herbaty na którą nałożył trochę syropu. Wyglądał okropnie, miał jakiś zgniło zielony kolor.
- Wiem, że nie wygląda zachęcająco i nie smakuje lepiej – odpowiedział chłopak, a w jego głosie słychać było współczucie. - Będziesz musiała wziąć dwie łyżeczki, ale na dziewięćdziesiąt procent poczujesz się lepiej.
Podstawił mi pod usta łyżkę, a ja szybko wzięłam lek. Poczułam okropny smak na języku i natychmiast popiłam syrop wodą.
- Miałeś rację – powiedziałam.
Szklanka była prawie pusta, a ja nadal czułam posmak tego leku. Był naprawdę okropny.
- Wiem, ale to dopiero połowa – powiedział, a ja znowu się skrzywiłam. - Nawet się nie kłóć bo wiesz, że i tak to wygram. Dobra, pójdę po więcej wody, ale potem następna porcja.
Poszedł znowu do kuchni. Nalanie wody do szklanki zajęło mu jeszcze mniej czasu niż ostatnio bo zanim zdążyłam się zorientować już popijałam kolejną porcję syropu.
- Jak mogłeś mi podać coś tak okropnego?
Odstawiłam pustą szklankę na stolik, a następnie ułożyłam się na kanapie. Okryłam się kocem, a głowę oparłam o poduszkę. Czułam, że gorączka zaczyna powoli spadać.
- Ale jest skuteczne.
Nadal siedział koło mnie i uśmiechał się. Był już wyraźnie rozluźniony, pewnie się cieszył, że udało mu się opanować sytuację.
- Nie musisz dzisiaj pracować? - spytałam.
Był czwartkowy poranek, ludzie o tej porze zwykle nie siedzieli w domu.
- Mam wolne do końca tygodnia – odpowiedział. - Zayn kazał mi wziąć. Powiedział, że za dużo pracuję i lepiej żebym się pouczył chińskiego bo chcę żebym wreszcie zaczął rozmawiać. Mamy wyjazd tam, pod koniec maja.
- Zdążysz się nauczyć do tego czasu płynnie mówić?
- Przez ostatni miesiąc zrobiłem ogromne postępy. Poza tym już ci to tłumaczyłem, języki to moja mocna strona. Chociaż chiński jest nieco skomplikowany, nawet jak na mnie.
- Nawet jak na mnie? - zapytałam. - To nie było zbyt skromne, Louis.
- Kto powiedział, że jestem skromny?
Zaśmiałam się, a on uśmiechnął się szeroko. Brakowało mi tego wszystkiego.
- Okej, koniec tych głupot – powiedział poważniejszym tonem. - Zająłem się tobą więc myślę, że należą mi się wyjaśnienia. Co robiłaś w praktycznie opuszczonej dzielnicy miasta? I to jeszcze sama, przez tyle czasu...
- Jesteś zbyt ciekawski.
- A może po prostu się martwię? - spytał. - Eleanor, czy kiedykolwiek chciałem dla ciebie źle?
Nie miałam pojęcia co mu na to odpowiedzieć, bo niby co? Może, że przespałam się z Harrym i dlatego byłam w jakimś kompletnie nieznanym mi miejscu? Nie było żadnego sensownego i zarazem nieprawdziwego wyjaśnienia dla tej sprawy.
- Nie, ale i tak ci nie powiem co tam robiłam.
- Eleanor...
- W porządku, martwisz się – powiedziałam i usiadłam na kanapie, czułam się już o wiele lepiej. - Ale dlaczego? Tylko nie mów, że zależy ci na mnie.
- To co mam ci powiedzieć. Skłamać?
- Nie skłamiesz bo chłopacy tacy jak Louis Tomlinson nie mogą traktować dziewczyn na poważnie.
- No właśnie, gdybym był kimś inny, pewnie uwierzyłabyś w moje słowa. Dlatego teraz żałuję, że nazywam się Louis Tomlinson.
Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie całkowite znaczenie jego słów. Brzmiały jak jakieś wyznanie miłosne. Ale to nie miało kompletnie sensu...
- To i tak nie ma sensu – powiedział jakby mi czytał w myślach. - Nie mam pojęcia o tych związkach, o tych wszystkich zasadach i naprawdę nie chcę cię zranić. Chciałem zapomnieć, naprawdę. Ale nie potrafię.
Odwrócił spojrzenie i zaczął przyglądać się widokowi za wielkim oknem. Widać było z niego szczyty wysokich budynków w centrum Manchesteru.
- Naprawdę próbowałem. Ale za każdym razem kiedy szedłem do klubu przyłapywałem się na tym, że moje wymagania w stosunku do dziewczyn urosły. I żadna nie była dobra, oprócz tej jednej... – powiedział, nadal nie patrząc na mnie. - Szczerze mówiąc nie dziwię ci się. Kto by chciał coś więcej ode mnie niż przygodę na jedną noc.
- Czyli Niall ma rację...
Louis odwrócił głowę w moją stronę, a ja uświadomiłam sobie co właśnie powiedziałam na głos. I wtedy postanowiłam, że muszę być z nim szczera. Przynajmniej w tej jednej sprawie. Westchnęłam i opowiedziałam mu o całym wczorajszym spotkaniu z blondynem. Pominęłam tylko tego smsa.
- Tak, taki właśnie jestem. Nikogo nie traktujący na poważnie, arogancki dupek. Czasem zabawny, ale wciąż dupek – podsumował. - On miał rację.
Przygryzłam wargę.
- Może niektórzy widzą w tobie coś więcej.
Znowu za dużo słów.
- Eleanor, ja naprawdę nie chciałby żebyś cierpiała – powiedział.
- A ja nie chcę później żałować, że nie zrobiłam tego co...
Ale nie zdążyłam dokończyć bo poczułam jego wargi na moich. Jego ręce znalazły się na mojej twarzy, a moje powędrowały do jego włosów. Poczułam ten jego cudowny zapach. Brakowało mi tego i każdej rzeczy w nim...
- Jestem chora – powiedziałam, kiedy na moment oderwał się ode mnie. - Nie chciałabym, żebyś się ode mnie zaraził.
Louis lekko potarł swoim nosem o mój.
- Miło, że się o mnie troszczysz – powiedział i wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Ale teraz to ja powinienem o ciebie zadbać.
Przez chwilę milczeliśmy i po prostu patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Kochałam kolor jego tęczówek i czułabym jakbym po prostu w nim tonęła...
- Boję się.
Moje słowa były tak ciche, że ledwo sama je usłyszałam.
- Ja też.
Położył się obok mnie i zaczął przeczesywać palcami moje włosy, a ja poczułam się jakby wszystko było na właściwym miejscu.

~~~~

No to co myślicie?:D

ZAPRASZAM NA MOJEGO BLOGA W PROMPTAMI, PIERWSZY JUŻ OPUBLIKOWANY:)
klik

7 komentarzy:

  1. Zależy mu!
    Ona też coś do niego czuje! aww
    Ta końcówka, oesu *--* awwwwwwwww

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżu jeżu jeżu jeżu znnsnanamkanxhsja wspaniały rozdział :o

    Kocham go
    Kocham ją

    Kocham to ff!!

    Dodawaj szybko następny bo nie wytrzymam nxnznajs

    Zapraszam do mnie


    Www.somethinggreat-harrystyles.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. TO MUSI BYĆ MIŁOŚĆ !


    KOŃCUWKA TAKA OMFG <333


    LOU TAKI UCZUCIOWY
    ELCIA TAKA UCZUCIOWA


    btw świetny rozdział i to bardzo gmpdtpm

    ~ @bielejewska x

    OdpowiedzUsuń
  4. Awwwwww Louis ma uczucia :* rozdział zajebisty <3

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest GENIALNE!! Nie moge doczekac sie nextu @smieszka1d

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest tak genialne! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdzialu♥ Masz talent @my_perfect_ian

    OdpowiedzUsuń