środa, 12 marca 2014

ROZDZIAŁ 10

Już z początkiem grudnia wiedziałam, że moje wyjścia z domu będą musiała ograniczyć do minimum. I powodem takiej decyzji nie były wcale zbliżające się egzaminy. W każdym razie, nie jedynym powodem. Bo prawdziwy był zupełnie inny.
Jedynie w moim domu nie było żadnych przedmiotów wskazujących na to, że niedługo odbędą się święta i tylko tutaj mogłam w spokoju żyć. W każdym innym miejscu było aż za dużo choinek i różnych dziwacznych ozdób. Niektóre z nich nawet nie wiązały się ze świętami, a i tak z każdym dniem pojawiało się ich coraz więcej. Dodatkowo w każdym radiu puszczali kolędy i różne świąteczne piosenki. Słuchanie pięć razy dziennie ''Last christmas'' nie było fajną rzeczą, zdecydowanie.
Nawet moja kawiarnia została przyozdobiona, wisiało tam całe mnóstwo jemioł i ogromne czerwone skarpety. Radio było tam włączone, niestety, przez cały czas. Byłam skazana czasami przez parę godzin słuchać tych irytujących piosenek. Na uniwersytecie było jeszcze gorzej, już ogromna choinka stojąca w holu przyprawiała mnie o mdłości.
Jedynym pozytywem w tej sytuacji okazał się Louis Tomlinson, który również miał dość tego świątecznego kiczu. Gdyby nie to, że potrafił się opanować już pewnie dawno by oderwał głowy tym pluszowym mikołajom. W każdym razie, przy każdej możliwej okazji krytykował wszystkie ozdoby i to naprawdę poprawiało mi humor na długi czas.
Syrop, który mi podał, podziałał doskonale i już następnego dnia wieczorem byłam zdrowa, został mi tylko katar. Był to piątek, a w poniedziałek miałam mieć pierwszy egzamin więc cały weekend spędziłam przy książkach i notatkach z wykładów. Od mojej wizyty w jego domu po nocy z Harrym nie widzieliśmy się ani razu z powodu przytłaczającej ilości nauki z jaką się zmagałam. Jednak Louis dzwonił albo pisał każdego wieczoru. Trwało krótko bo wiedział, że jestem zajęta i nie chciał bym się dekoncentrowała. Byłam mu ogromnie wdzięczna za to, przynajmniej mogłam się skupić na nauce. Chociaż po naszych rozmowach już zwykle mogłam myśleć tylko o nim.
Zazwyczaj na studiach wszystko przebiegało tak, że przed świętami było mało egzaminów, a dopiero na koniec roku całe mnóstwo. Jednak u mnie na pierwszym roku było inaczej... Miały mnie czekać cztery ogromne egzaminy w grudniu, a czerwcu tylko dwa. Cieszyłam się, wolałam się męczyć teraz niż w piękną pogodę. Pierwszy egzamin miał się odbyć pierwszego grudnia, a ostatni dwunastego. Pomiędzy nimi były pozostałe dwa. To miały być kilkanaście dni nauki i walki o stypendium.
W poniedziałek rano obudziłam się o czwartej nad ranem i przez parę dobrych godzin kręciłam się w łóżku, nie mogąc zasnąć znowu. Wyobrażałam sobie pytania na egzaminie i uświadamiałam sobie co chwilę jak mało umiem. Sięgałam po moje notatki koło łóżka, starając się nauczyć jeszcze czegoś. Słabo mi to szło.
Z łóżka wyszłam dopiero o siódmej rano. Byłam strasznie zmęczona po paru godzinach i do tego zestresowana. Miałam sporo czasu na wyszykowanie się, jednak do tej pory nie mogę sobie przypomnieć co w ogóle robiłam przed wyjściem z domu i jak dotarłam na moją uczelnię. Kiedy teraz to wspominam mam w głowie tylko pojedyncze urywki; mycie zębów, ubieranie czarnych rurek i białej koszuli, zamykanie domu, jazdę autobusem... Pamiętam za to doskonale dziesięciominutowe stanie przed salą, czekanie na egzaminatora. I te spocone dłonie, które wycierałam o moje spodnie.
Przed salą stało około stu osób i wyglądały na o wiele mniej zdenerwowane niż ja. Zaczęły się trochę niepokoić kiedy egzaminator się spóźniał dziesięć minut, ale zachowywały zimną krew. W końcu gruby pan, kwadrans później, pojawił się przed salą z ogromną ilością kopert w ręce. Uśmiechał się do nas zadowolony, pewnie był pewien, że wszyscy oblejemy.
Weszłam do sali jako jedna z pierwszych osób i zajęłam miejsce w przedostatnim rzędzie. Nie chciałam ściągać, poza tym to było tu niemożliwe, ale po prostu nie lubiłam siadać z przodu. Kiedy wszyscy zajęli już miejsca, egzaminator zaczął chodzić po sali i rozdawać nam koperty.
- Otworzycie je dopiero po moim wyraźnym sygnale – powiedział obojętnym tonem.
Mężczyzna dalej przechadzał się po sali i podawał nam nasze egzaminy. W końcu dotarł do mnie. Koperta wylądowała na mojej ławce, a ja się poczułam jakby to była jakaś bomba, która ma zaraz wybuchnąć. Kątem oka zobaczyłam, że leżą one już na ławkach wszystkich studentów.
- Dobrze, możecie je teraz otworzyć – powiedział egzaminator.
Rozerwałam kopertę i zobaczyłam w środku kartkę papieru kancelaryjnego w linie i małą kwadratową karteczkę na której znajdowały się cztery pytania. Byłam w grupie drugiej, zazwyczaj tej trudniejszej. Jednak chyba nie tym razem. Pytania były banalne. Wzięłam do ręki długopis i zaczęłam pisać odpowiedzi.
Po czterdziestu minutach, moja kartka była cała zapełniona wyczerpującymi odpowiedziami. Podniosłam rękę do góry i egzaminator podszedł do mnie. Zabrał kartkę, a ja spakowałam moje rzeczy do torby i wyszłam z sali.
Jednak to całe stresowanie się nie było potrzebne, pomyślałam kiedy zamykałam za sobą ogromne drzwi. Egzamin był banalnyi byłam bardzo zadowolona. Wyniki miały być za jakiś tydzień i chciałam, żeby ten dzień nastał jak najszybciej. Jeden za mną, jeszcze tylko trzy.
- I jak tam ci poszło?
Odwróciłam się, szukając źródła głosu. Przez chwilą pomyślałam, że się przesłyszałam albo po prostu te słowa nie były skierowane do mnie. Jednak, na szczęście, nie było tak.
Za mną stał Louis, w rękach trzymał dwa kubki z kawą. Szeroko się uśmiechał i to odejmowało mu parę lat. Wyglądał naprawdę uroczo, jak licealista. Był ubrany w sumie zwyczajnie, ale na nogach miał buty nike. Musiał je kupić niedawno bo były podejrzanie czyste.
- Bardzo dobrze – odpowiedziałam.
Uśmiech na twarzy chłopaka jeszcze bardziej się poszerzył.
- W takim razie to dla ciebie.
Podał mi jeden kubek, a ja wzięłam go od niego. Upiłam łyk kawy i poczułam smak mojej ulubionej kawy.
- Skąd wiedziałeś, że piję latte?
Podniosłam pytająco brew do góry.
- Niall.
Parsknęłam śmiechem, to było zbyt oczywiste. Zaczęliśmy się kierować do wyjścia, a ręką Louisa odnalazła moją. Nasze palce się splotły, a ja nie protestowałam bo to było naprawdę przyjemne.
- Jak ty dajesz radę patrzeć na to?
Byliśmy w holu więc chłopak z pewnością mówił o ogromnej choince. Miała chyba z cztery metry wysokości. Nie miałam pojęcia skąd można było wziąć taką wielką. Kolejnym zaskoczeniem było to jak perfekcyjnie była ozdobiona. Nawet na górnych gałęziach nie zabrakło bombek. Mimo tego, że każda ozdoba była na swoim miejscu, choinka wywoływała we mnie odruchy wymiotne.
- Daję radę. Jakoś.
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Louis jeszcze chwilę przyglądał się ozdobie uniwersytety, a potem lekko pociągnął mnie za rękę i wyszliśmy na dwór.
- Która godzina?
Przez ten cały egzamin straciłam rachubę czasu. Chłopak spojrzał na zegarek na swojej lewej ręce. Nie zauważyłam go wcześniej. Wyglądał na naprawdę drogi.
- Byłeś na zakupach? - spytałam, zanim on zdążył odpowiedzieć na moje poprzednie pytanie. - Nowe buty, nowy zegarek...
- Jesteś za bardzo spostrzegawcza! - powiedział z udawaną złością. - Ale tak, byłem na zakupach. Musiałem kupić parę rzeczy. Przy okazji trochę zaszalałem, mam jeszcze nową parę vansów. Tym razem czerwone. Ale wracając do twojego poprzedniego pytania... Jest trzynasta. Czemu pytasz? Masz pracę?
- Tak, zaczynam o czternastej trzydzieści – odpowiedziałam. - A ty nic dzisiaj nie robisz?
- Jedno spotkanie już miałem, a drugie przesunęli na jutro. Papierkową robotę wziąłem do domu i wyszedłem wcześniej.
- Dlaczego?
- Po prostu chciałem ciebie zobaczyć – uśmiechnął się, a moje serce przyśpieszyło. - Kiedy ty będziesz pracować i się uczyć, ja będę zajmował się moimi papierkami. A teraz odprowadzę ciebie do pracy.
- Stąd? Nie lepiej pojechać autobusem, to będzie tylko kilkanaście minut...
- Nie, nie! - przerwał mi. - Człowiek z takim statusem jak ja, z takim zegarkiem na ręce, nie może pokazać się w komunikacji publicznej. Poza tym na pieszo damy rady w półtorej godziny i przy okazji sobie porozmawiamy.
- Właściwie to mi dobrze mi to zrobi. Jestem teraz na diecie i biegam.
- Nie żartuj sobie ze mnie. Z czego ty chcesz się w ogóle odchudzać – spojrzał na mnie z niesmakiem. - Zostaną z ciebie sama skóra i kości, a ja lubię się do czegoś przytulić.
W tym momencie Louis przyciągnął mnie do siebie. Staliśmy na środku ulicy, a on tulił mnie do siebie. To było słodkie. Poza tym czułam jego zapach wymieszany z niesamowitymi perfumami.
- Sam go sobie kupiłeś czy ukradłeś? - spytałam żartem wskazując na jego zegarek.
- Oczywiście, że sam! Za pieniądze z jakiegoś francuskiego tłumaczenia.
Prychnął pod nosem i odsunął mnie od siebie, a ja stwierdziłam, że on nie umiał być poważny. Jak w ogóle dawał sobie radę w tej firmie?
- Chciałeś wyglądać na starszego i poważnego biznesmana, dlatego kupiłeś sobie wypasiony zegarek?
Louis westchnął i pokiwał głową, z udawaną rezygnacją
- Przejrzałaś mnie, koleżanko.
- Koleżanko?
- Koleżanko do pieprzenia?
- Dupek! - powiedziałam i wrzuciłam swój pusty kubek po kawie do kosza na śmieci.


- Mówiłam ci, że jeszcze będziecie razem! Broniłaś się jak głupia, ale wiedziałam jak to się w skończy! Poddałaś się jego urokowi, to było do przewidzenia!
Pauline gadała od paru minut jak najęta, a klienci dziwnie jej się przyglądali. Ona nic sobie z tego nie robiła. Była skazana na ich stałe spojrzenia odkąd przefarbowała swoje włosy na niebiesko. A ktoś kto ma takie włosy, zazwyczaj nie jest normalny. W przypadku Pauline ilość słów, która wychodziła z jej ust zdecydowanie nie była normalna.
- Uspokój się– powiedziałam. - Na razie to nic poważnego.
Dziewczyna głośno prychnęła.
- Taa, mówiłaś to samo nieco ponad miesiąc temu. A teraz on lata za sobą – westchnęła. - Nie mogę uwierzyć, że ten facet raz przychodzi tutaj z takim spojrzeniem jakby chciał ciebie wyruchać nawet na tej ladzie, a później po prostu jest słodki jak cukierek i całuje ciebie na pożegnanie w policzek.
Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem.
- Rumienisz się, moja droga – powiedziała moja koleżanka z udawanym amerykański akcentem i zachichotała. - Ale cholernie ci zazdroszczę. Musi być świetny w tych sprawach, podziel się ze mną jakimiś wrażeniami.
- Właściwie to nie mam pojęcia jaki jest.
Pauline zrobiła oburzoną minę.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz! - krzyknęła. - Czy to widzisz jak on wygląda. Jesteś głupia czy ślepa? Musimy zmienić temat bo zaraz skoczy mi ciśnienie przez to wszystko. Wykończysz mnie kiedyś, przysięgam! Dobrze, w takim razie co z twoimi egzaminami. Jak tam ci idzie?
- Jest beznadziejnie, mam dosyć tej nauki i stresu. Chociaż myślę, że się opłacało. Dzisiaj poszło mi całkiem nieźle.
- Wiedziałam, że powiesz coś w tym stylu. I dlatego cieszę się, że rzuciłam to gówno w cholerę.
Pauline była ode mnie rok starsza. Chodziła na studia rok temu, ale oblała każdy możliwy egzamin. Nie miała ochoty kolejny raz zostawać w pierwszej klasie i po prostu odeszła. Jej rodzice strasznie się o to wkurzyli i powiedzieli, że nie mają zamiaru jej już więcej dawać pieniędzy. Z początku żyła z jakiś oszczędności, ale z czasem zaczęły się one kończyć. Na szczęście na pomoc przyszedł jej nasz szef, Paul. Był on jej ojcem chrzestnym i jakimś starym znajomym jej rodziców. Zatrudnił ją w kawiarni i od tego czasu Pauline jakoś dawała sobie radę.
Była naprawdę dobra jeżeli chodzi o pracę w naszej kawiarni. Była tu tylko miesiąc dłużej ode mnie, a potrafiła robić różne cuda z kawą. Klienci uwielbiali kiedy ich obsługiwała. Mimo, że nie do końca podobało im się jej zachowanie, dziewczyna i tak dostawała spore napiwki.
- Przynajmniej do końca przyszłego tygodnia wychodzę stąd parę godzin wcześniej – próbowałam jakoś poprawić swoją obecną sytuację.
- Jedyny plus tego wszystkiego. Tak w ogóle Paul coś wspominał o tym, że znajdzie dziewczynę na twoje miejsce do połowy grudnia.
- Tylko na ten czas?
- Nie mam pojęcia, ale pewnie jak się dobrze spisze to zostanie na dłużej. Wiesz jak to jest, potrzebujemy chyba kogoś nowego bo odejściu Susan.
Susan z tego co wiedziałam, pracowała w kawiarni od zawsze. Zwolniła się tydzień temu. Skończyła jakieś studia i dostała super pracę w Londynie. Przyszła do Paula, powiedziała mu o tym, a on wpadł w furię.
Cóż, po jej odejściu zostało mu pięciu pracowników. Ja i Pauline, pracowałyśmy w późne południe i wieczory. Przez cały weekend miał Nicka. On był w kawiarnii od piątkowego popołudnia aż do niedzielnego wieczoru. Przez te trzy dni to on rządził. Do tego dochodził jeszcze Jack i Anne. Nie znałam ich zbyt dobrze, pracowali w tygodniu w godzinach porannych, kiedy je siedziałam na uniwersytecie.
Potrzebował kogoś na miejsce Susan, której przypadała zazwyczaj niedziela i niektóre dni tygodnia. Była zatrudniona na pół etatu, przez jakieś praktyki, ale jednak potrzebna. Ale Paul nie rozpaczał długo po stracie pracowniczki. Po prostu znalazł nową dziewczynę.
- Wiesz kiedy zaczyna? - zapytałam.
- Nie, ale pewnie niedługo..
Pokiwałam ze zrozumieniem głową i właśnie w tym momencie otworzyły się drzwi od kawiarni. Spojrzałam w ich kierunku i zobaczyłam stojącą w nich postać.
- To ona?
Pauline nie zdążyła mi nic odpowiedzieć bo Paul wyszedł z zaplecza, podszedł do nowo przybyłej i mocno do siebie przytulił.
- Antonine, ale mi wyrosłaś! Kto by pomyślał, że jeszcze nie tak dawno biegałaś w tych sukienkach w kwiatki po ogrodzie?
Paru gości cudem powstrzymało śmiech, ale ja nie mogłam się powstrzymać. Paul natychmiast przypomniał sobie o mnie i Pauline, odwrócił się w naszym kierunku.
- Nie śmiejcie się – powiedział. - Nawet stary Paul musi się czasami nad kimś rozczulić.
Jego tłumaczenie się było jeszcze śmieszniejsze niż sama sytuacja, ale tym razem powstrzymałam się od śmiechu. Nie udało się to paru gościom, jakieś młode małżeństwo chichotało. Paul nic sobie z tego nie robił. W końcu ''klient – nasz pan'' było jego mottem życiowym.
Dziewczyna podeszła do mnie, podał mi rękę i lekko ścisnęła. Odwzajemniłam ten gest.
- Jestem Antonine – powiedziała.
- Eleanor.
Ten sam gest wykonała chwilę później z Pauline. Przyjrzałam się jej. Wyglądała na studentkę. Była niska i miała drobną budowę ciała. Jej cera była nieco ciemniejsza, być może miała jakieś południowe korzenie. Miała włosy ciemnobrązowe, prawie czarne. Wyglądała na sympatyczną.
- Nine, pokażę ci zaraz twoje ubranie do pracy – powiedział Paul. - Spokojnie się przebierzesz, a potem dziewczyny ciebie wszystkiego nauczą. To nie jest trudne, na pewno szybko załapiesz i myślę, że od jutra będziesz mogła zacząć normalnie pracować.
Szef razem z nową pracownicą pokierowali się w stronę zaplecza. Były tam szafki dla pracowników. Nie były jakieś super duże, a ich ilość też pozostawiała dużo do życzenia. Dlatego byłam pewna, że Antonine przejmie szafkę po Susan.
Upewniłam się, że Paul zniknął i nie może mnie usłyszeć. Pochyliłam się w stronę Pauline i przyciszonym tonem spytałam ją o sprawę, która dręczyła mnie od paru minut.
- Znasz ją?
- Szczerze? Pierwszy raz widzę na oczy tą dziewczynę! - odpowiedziała moja koleżanka. - Nie mam pojęcia skąd on ją wziął, ale chyba muszę mieć z nią jakiś związek. Albo to kolejna chrześnica. Przysięgam ci, Paul ma ich tysiące i nie mam pojęcia skąd one się biorą!

~~~~

Chciałabym podziękować za wszystkie miłe słowa jakie od was dostaje. Tylko nieco mi przykro, że powiadamiam o rozdziałach już ponad piętnaście osób, a chyba połowa nawet nie komentuje:( Wystarczy zwykle ''czytam'' i będę szczęśliwa :*
Kolejny rozdział, pewnie tak jak zwykle, za około tydzień.

+ LICZNIK NA BLOGU MNIE SZOKUJĘ, DZIĘKUJĘ ZA TYLE WYŚWIETLEŃ<3
++ MÓJ BLOG Z PROMPTAMI O 1D: KLIK

13 komentarzy:

  1. kocham, kocham, kocham, jesteś cudowna, tak świetnie piszesz!!! i faktycznie, louis wcześniej taki bad boy a teraz taki kochany, coś jest nie tak ;D pisz dalej, jesteś w tym świetna!! ~ pfctgrande

    OdpowiedzUsuń
  2. Tomlinson jakiś podejrzany! wpierw taki "jestem takim bad bojem że sie posrasz" a teraz "omg tęcza yey"
    A TA ANTONINE ... TO PEWNIE SZPIEG XD
    rozdział fajny i w takim jednym dialogu zgubiłaś końcuwke "-wiem" od niewiem . Chyba że tak miało być to sie nie czepiam x
    WENY WENY WENY
    ściskam ~ @bielejewska x

    OdpowiedzUsuń
  3. No no, robi się ciekawie. :3 Świetnie piszesz. ♥
    Czekam na kolejny rooozdziaaaał ♥
    /@bemybbybizzle

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku.Kocham Twoje opowiadanie! Jesteś świetna w pisaniu!!! Masz do tego talent!
    Hmm..najpierw Lou to taki Bad Boy,a teraz taki słodziak? Coś tu jest nie tak xD
    Czekam na następny rozdział <3 ~coookieNiall x

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem co powiedzieć, po prostu uwielbiam ten paring i uwielbiam to opowiadanie. Całuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże serio cudnie piszesz nmg się doczekać następnego życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. czytam, czytam czytam i oderwać się nie mogę ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Louis jest idealny sfdlkdkclsda
    świetne opowiadanie jeju cieszę się że jest z elounor, jest ich tak mało :(
    wspaniale piszesz omg.
    kocham xx
    // @lukeysbey

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział. Czeka mnie cały tydzień niecierpliwego czekania
    @my_perfect_ian

    OdpowiedzUsuń
  10. czytam,czytam i chce jeszcze więcej *_*

    OdpowiedzUsuń
  11. mniej zboczone, haha xd i dobrze :)
    swietnie piszesz, nie da sie oderwac

    OdpowiedzUsuń
  12. [SPAM] Proszę przeczytaj! :)
    Każde wydarzenie ma gdzieś swój początek. Życie człowieka zaczyna się przy narodzinach – najczęściej w szpitalu. A gdzie zaczyna się historia naszych bohaterek? Zbliża się weekend majowy, Rose dostaje list i razem ze swoja przyjaciółką Leną lecą do Londynu. Dokładnie poznają tam pięciu chłopaków. Czas mija bardzo szybko, nadchodzi czas powrotu, lecz już na wakacjach jedna z nich ponownie tam wraca. Powstają nowe głębokie uczucia, niektóre z tajemnic zostają rozwiązane.
    Co się stanie, gdy jedna z dziewczyn będzie uczestniczyła w wypadku samochodowym? Co się z nią stanie?
    Co łączy Harrego i Rose? Czy ich związek będzie miał wpływ na uczucie dziewczyny do Louisa?
    Czy między Leną a Zaynem pojawi się kiedyś coś więcej? I jaki wpływ będzie miał na to Kuba?
    Czy amnezja może coś zmienić? Czy człowiek może żyć z tym tak jak wcześniej?

    Jeśli szukasz opowiadanie, w którym przeczytasz o wielu zabawnych momentach to dobrze trafiłeś! Zapewniam, że to nie będzie historia, w której bohaterowie już w pierwszym rozdziale będą w sobie szaleńczo zakochani, dla miłości potrzeba trochę czasu.

    Może pierwsze rozdziały nie będą najlepszej jakości, ale muszę przyznać, że to co jest teraz publikowane (Rozdział XXXIII) wygląda o wiele lepiej! Człowiek uczy się na własnych błędach i poprawia to, co jest nie do końca dopracowane.

    Masz ochotę na blog, w którym posty dodawane są systematycznie? Odpowiadają ci rozdziały dodawane w każdy piątek miesiąca? Jeśli tak, to serdecznie zapraszam!
    http://ill-look-after-you.blogspot.com/
    I oczywiście zachęcam do czytanie i komentowania :-)

    OdpowiedzUsuń