piątek, 7 lutego 2014

ROZDZIAŁ 4

 Mężczyzna zaczął zbliżać dosyć szybko. Wyglądał na coś koło dwudziestu pięciu lat, ale oczywiście mogłam się mylić. Było ciemno, ale mimo to widziałam go dosyć wyraźnie. Miał ciemne, trochę przydługie włosy które opadały swobodnie na jego czoło. Był zdecydowanie wyższy ode mnie, co najmniej o dwie głowy. Z moim nieco ponad metrem siedemdziesiąt wypadałam dosyć słabo.
Od razu było widać, że jest pijany. Nie potrzebowałam zbyt wiele światła żeby to zobaczyć. Wystarczył jego sposób poruszania się, a dokładnie strasznie nieskoordynowane ruchy. Nie byłam pewna czy rano będzie mnie w ogóle pamiętał. Ale w tamtym momencie chyba nie miało to dla niego większego znaczenia. A ja byłam zbyt przerażona żeby cokolwiek zrobić, nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu.
Kiedy ciemnowłosy znalazł się koło mnie przycisnął mnie do ściany. Nie było to nic przyjemnego. Sposób w jaki robił to Louis bardzo mi się podobał, ale to co robił ten mężczyzna było brutalne i obrzydliwe. Byłam pewna, że zostaną mi po tym wydarzeniu pamiątki w postaci siniaków.
Nie wiedziałam co robić więc zaczęłam krzyczeć chociaż szanse, że ktoś mnie usłyszy były bardzo małe. On natychmiast zakneblował mi usta swoją ręką. W tamtym momencie niechcący przygryzłam zębami mój język i poczułam w ustach smak krwi. Ciemnowłosy spojrzał mi prosto w oczy, przeszywał mnie spojrzeniem. Od razu było widać, że jest na mnie nieźle wkurwiony za to co przed chwilą zrobiłam.
- Nie krzycz, suko – wysyczał ostro przez zęby. - Po prostu zamknij się, a może potraktuje cię łagodniej. Chociaż i tak nie dasz pewnie rady normalnie chodzić przez kilka następnych dni, a może nawet dłużej.
Na koniec jeszcze zaśmiał się pod nosem, wyraźnie zadowolony i dumny ze swoich słów. Ja natomiast byłam coraz bardziej przerażona. Zaczęłam próbować mu się wyrywać, ale to nic nie pomogło tylko mi zaszkodziło bo zostałam jeszcze mocniej przyciśnięta do ściany i poczułam jak on ręką wymierza mi mocne uderzenie w policzek. Całe ciało mnie bolało. Czułam, że łzy zaczną zaraz spływać po moich policzkach.
Mężczyzna zaczął gładzić ręką po moich plecach. I nie robił tego wcale delikatnie, co jakiś czas mocno mnie drapał swoimi długimi paznokciami. Dla niego było to pewnie przyjemne, może nawet podniecające. Natomiast dla mnie tylko obrzydliwe. Miałam tego dosyć, a nie mogłam się w żaden sposób obronić obronić. Potem ruchy ciemnowłosego stały się bardziej gwałtowne, co jakiś czas ściskał mocno moją skórę. Później podciągnął moją koszulkę lekko do góry i zabrał się do odpinania mojego stanika. Jednak nagle przerwał w pół ruchu, usłyszał ten sam dźwięk co ja. Dźwięk otwieranych drzwi. Mężczyznę kompletnie się tego nie spodziewał i zapewne zdziwiła go ta nagła zmiana sytuacji bo zdjął rękę z moich ust.
Wtedy zobaczyłam postać stojącą w drzwiach. Łzy nadal spływały mi po policzkach, ale tym razem były szczęśliwe. Od razu poznałam tą koszulkę w paski i granatowe vansy. Widziałam te rzeczy i kochałam je wtedy bardziej niż cokolwiek innego.
- Louis! - krzyknęłam, nie kryjąc radości.
Tak naprawdę wcale nie musiałam tego robić. Tomlinson zareagował natychmiast, bez mojej pomocy. Błyskawicznie podszedł do ciemnowłosego mężczyzny i odciągnął go bezproblemowo ode mnie. Przytrzymał go za kołnierz koszuli i przyciągnął tak blisko do siebie, zupełnie jakby chciał go pocałować.
- Ona jest tu ze mną, Lynnwood. Jeszcze raz ją tkniesz i pożałujesz – powiedział Louis, stanowczym i złym tonem. - A teraz masz trzy sekundy żeby się pozbierać, a potem stąd wypierdalasz! Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy i nie będę musiał tu więcej oglądać twojej krzywej mordy!
Po tych słowach mężczyzna nazywany Lynnwoodem natychmiast wyszedł z pokoju, nie rzucając mi nawet jednego spojrzenia. Jego ruchy były bardziej normalne, zupełnie jakby wytrzeźwiał pod wpływem słów Louisa. Mimo, że po trzech sekundach w pokoju nie było śladu po obrzydliwym mężczyźnie, czułam zostawione przez jego pamiątki na moim ciele. Zadrapania na moich plecach i siniaki na całym ciele, a jego obrzydliwy dotyk wciąż był w mojej pamięci. Nie mogłam o tym myśleć bo czułam okropny ból.
Co takiego miał w sobie Tomlinson, że wystraszył chłopaka który mógł spokojnie mu przywalić? Dzieliło ich prawie dwadzieścia centymetrów wzrostu i z pewnością Lynnwood był silniejszy. A jednak wygrał ten niższy i słabszy. Jak to się stało? Nie miałam pojęcia, ale z pewnością nie chodziło tylko o stan trzeźwości.
Usiadłam na łóżku, a łzy wciąż spływały po moich policzkach. Uświadomiłam sobie też, że mój oddech jest strasznie niespokojny. W dodatku miałam wrażenie, że moja głowa zaraz wybuchnie z bólu. Louis usiadł koło mnie i dokładnie w tym samym momencie łzy zamieniły się w histeryczny szloch. On natychmiast przyciągnął mnie do siebie, ułożyłam swoją głowę na jego piersi.
- Spokojnie, spokojnie – powiedział i zaczął mnie delikatnie gładzić po włosach.
Poczułam się bezpieczniej układając się na nim. Czułam, że jego koszulka jest już pewnie cała mokra od moich łez. Ale to było nieważne, żadne z nas w ogóle o to nie dbało w tamtym momencie.
- Chcesz żebym zabrał cię do domu? – spytał Louis, po dłuższej chwili. - Ostatecznie wypiłem tylko jeden łyk tego piwa, przysięgam. Było naprawdę okropne, nie mam pojęcia kto je wybierał. Ale jak mi nie wierzysz to możesz sprawdzić czy jestem trzeźwy. Niall chyba ma gdzieś alkomat, na pewno pożyczy nam jeśli..
- Spokojnie, wierzę ci – przerwałam mu ze słabym uśmiechem. - Ale zawieź mnie do domu jak najszybciej, proszę.
Nic mi nie odpowiedział tylko pokazał abym wstała i pokierowaliśmy się do drzwi. Czułam się osłabiona i zmęczona, samo zejście po schodach zajęło nam pewnie mnóstwo czasu. Ale nie pamiętam w jaki sposób przeszliśmy cały ten ogromny dom, chyba nawet nie pożegnaliśmy się z nikim. Jednak nim się obejrzałam już siedzieliśmy razem w samochodzie Louisa. Jechaliśmy w ciszy, radio było tym razem wyłączone. Na drodze było zupełnie ciemno, nie mijaliśmy żadnych samochodów. Atmosfera była trochę straszna, czułam gęsią skórkę również w powodu zimna. Dopiero po paru minutach odważyłam się odezwać i zapytać chłopaka o cokolwiek.
- Kto to był?
- Lynnwood, stary znajomy – odpowiedział chłopak, nie odrywając spojrzenia od drogi. - Nigdy się zbytnio nie lubiliśmy, ale należeliśmy do jednej paczki i staraliśmy się tolerować. Chociaż jeżeli o mnie chodzi tak naprawdę zadawałem się z nim tylko dlatego, że jako jedyny wyglądał na pełnoletniego i zawsze załatwiał nam wszystkim alkohol. Później przestał mi być potrzebny więc przestałem utrzymywać z nim kontakt. Nie miałem pojęcia, że Niall go zaprosił...
- Zawsze mógł przyjść sam – odpowiedziałam. - Jesteś stąd?
Louis spojrzał na mnie i przez chwilę nic nie mówił jakby wahał się przed odpowiedzią.
- Przez pierwsze dwa lata życia mieszkałem w Londynie, ale nic z tego nie pamiętam. Potem przeprowadziłem się do Liverpoolu i mieszkałem tam do skończenia gimnazjum. Szkołę średnią postanowiłem skończyć tu, w Manchesterze – odpowiedział spokojnie.
Byłam w szoku. Nie wiedziałam ile ma lat, ale nie był z pewnością wiele starszy ode mnie. A w ciągu swojego życia tak często zmieniał miejsce zamieszkania. Z pewnością musiał mieć jakieś powody. Tylko nie wiedziałam jakie.
- Ty też nie jesteś stąd, prawda? - spytał.
- Urodziłam się w Bostonie.
- Widać. To znaczy, słychać – poprawił się. - To blisko morza, ludzie tam mówią ze specyficznym akcentem. Miałem tutaj jednego kumpla z okolic Bostonu, super gość i miał zajebisty akcent bo mieszkał jeszcze bliżej morza. Zawsze mu tego zazdrościłem. Ja nie mam żadnego, przy tylu przeprowadzkach to nic dziwnego.
Nikt nigdy nie mówił nic o moim akcencie więc przez moment poczułam się wyjątkowa. Potem nastąpiła cisza która skończyła się w momencie kiedy Louis nagle walnął ręką w kierownice tak mocno, że odezwał się klakson. Zaskoczona i trochę przestraszona tym dźwiękiem podskoczyłam na fotelu.
- Kurwa... Przepraszam za to – powiedział szybko. - Po prostu... Staram się zmienić temat, dowiedzieć się czegoś o tobie, ale nie mogę przestać myśleć o tym co się stało. On zawsze był chujem, wiesz? Brał procent za ten kupowany alkohol, a ja się na to zgadzałem tak jak inni bo byliśmy popierdoleni. A on to perfidnie wykorzystywał. Na szczęście zmądrzeliśmy. Ale nigdy nie myślałem, że on może się posunąć tak daleko... Co ci zrobił? Rozpierdole mu ten ryj jeżeli ciebie skrzywdził.
- Chyba nic takiego. Mam pewnie parę siniaków. To wszystko. – skłamałam widząc w jakim stanie jest chłopak. Poza tym starałam się zapomnieć o tym, że ugryzłam się nie chcący w zęby i miałam całe podrapane plecy.
- Ty to nazywasz nic!? To nie jest nic, Eleanor. Gdyby nie to, że wie o mnie zbyt wiele natychmiast bym wszystko wyśpiewał o nim wszystko odpowiednim osobą.
Doszłam do wniosku, że raczej nie chcę wiedzieć kim są te odpowiednie osoby. Miałam dziwne wrażenie, że znajomi Louisa byli przy nich aniołkami.
- Cieszę się przynajmniej, że wszedłem w odpowiednim momencie – kontynuował. - Potem mogło być jeszcze gorzej. Jesteś pewna, że nic więcej ci nie zrobił?
Pokiwałam z potwierdzeniem głową, a on chyba nie wyczuł mojego kłamstwa bo jego nastrój natychmiast się zmienił. Oczywiście pozytywnie. Złość zastąpił lekki uśmiech i wyraźna ulga.
- Przepraszam, że ciebie tu zabrałem. Nie zrobiłbym tego gdybym wiedział, że tak to się wszystko potoczy – powiedział.
Nie chciałam żeby znowu jego humor się pogorszył dlatego przemilczałam jego słowa. Był już wystarczająco wkurzony chwilę temu. To co się stało było po części jego winą, wiedzieliśmy o tym oboje. Mógł mnie zabrać do kina, na spacer, gdziekolwiek. Ale on zabrał mnie na najgorszą imprezę w moim życiu.
Resztę drogi spędziliśmy już w zupełnej ciszy, ale mimo tego minęła ona bardzo szyblp. Musiałam chyba nawet trochę przysnąć, oparta o szybę bo kiedy znaleźliśmy się obok mojego bloku poczułam jak Tomlinson mnie szturcha w ramię.
Otworzyłam powieki, parę razy zamrugałam dla wyostrzenia obrazu. Lampy ulicznych na moim osiedlu było mnóstwo więc mimo tego, że był środek nocy widziałam wszystko w samochodzie doskonale. Pochylał się nade mną, pachniał jakimiś dobrymi perfumami. Włosy miał w okropnym nieładzie, ale pasowało mu to idealnie. Nie potrafiłam go sobie wyobrazić ze starannie ułożonymi, to do niego wcale nie pasowało. Miał lekki zarost, może dwudniowy. Wiedziałam, że mogłam bym policzyć te małe włoski na jego szczęce. Uśmiechał się tak cudownie, że po prostu się rozpływałam. Ale te oczy.. Nic nie było lepsze od nich. Mogłam się w nie wpatrywać cały czas.
A potem się otrząsnęłam i przypomniałam sobie, że jak bardzo nie chciałam i nie mogłam tak o nim myśleć. Musiałam przyznać, że był cholernie przystojny. Nadal nie miałam pojęcia jak to robi, za każdym razem wyglądał coraz lepiej jakby chciał mnie przyprawić o zawał serca na jego widok. Ale liczyły się inne rzeczy, o wiele bardziej niż to jaki jest na zewnątrz. W porządku, uratował mnie przed tym pijanym chłopakiem. Możliwe, że to był dług jakiego nigdy nie będę w stanie mu spłacić. Jednak były też bardziej istotne fakty. Prawie zaliczył mnie w klubie przy bocznym wejściu, nękał mnie w pracy i zabierał na jakieś niebezpieczne imprezy. Nie powinnam się z nim zadawać, ale jakimś trafem nie potrafiłam mu odmówić. Wiedziałam, że jak tak dalej pójdzie to nie pozbędę się go z mojego życia tak prosto. A całowanie się z nim przy każdej okazji nie było na pewno dobrym sposobem na to.
Wyprostowałam się gwałtownie, a Tomlinson odsunął się ode mnie w tym samym momencie. Było tak jak zwykle, zachowywał się tak jakby przed chwilą wcale nie dotykał prawie swoim nosem mojego. W sumie dziwiłam się temu, że chciał się do mnie w ogóle zbliżyć. Czułam jak bardzo moje włosy są potargane. I wiedziałam, że mój makijaż jest strasznie rozmazany. Wolałam siebie nie oglądać w takim stanie, a on był do tego zmuszony. Biedak.
Przyjrzałam się uważnie chłopakowi i zmusiłam się do uśmiechu. Wypadł on tak sztucznie, że on z pewnością domyślił się o jego nieszczerości.
- Dziękuje za podwózkę – powiedziałam. - Nie będę kłamać, że na tej imprezie było fajnie. To piwo rzeczywiście było okropne, w dodatku dolali tam chyba sprite. Nienawidzę sprite'a. Okej, doranoc Louis.
Po tych słowach szybko wyszłam z pojazdu i trzasnęłam za sobą drzwiami. Zrobiłam to zdecydowanie za mocno więc odwróciłam się żeby sprawdzić czy nic się nie stało. Właśnie wtedy zobaczyłam jak Tomlinsona wysiada z samochodu. Podszedł do mnie bardzo szybko i złapał za rękę.
- Chyba nie myślałaś, że po tym co się stało pozwolę ci samej iść do domu? - spytał tak jakbym była niedorozwinięta.
- Tutaj nic mi nie grozi – powiedziałam stanowczo. - Jakbyś jeszcze nie zauważył to mieszkam na nowym i bezpiecznym osiedlu.
Nie okłamałam go, taka była po prostu prawda. Najgorszą rzeczą jaka mi się zdarzyła było wdepnięcie w psią kupę. Raz mojej sąsiadce ukradli portfel kiedy szła do pracy na wieczorną zmianę. Jednak nie słyszałam o żadnych poważniejszych przypadkach czy interwencjach policji. Nawet imprezy które się tu odbywały były dosyć ciche i niezbyt częste.
On popatrzył mi prosto w oczy i zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. Był tak blisko, że znowu poczułam ten jego zapach.
- To bardzo ciekawe. Naprawdę myślisz, że nic ci tu nie grozi? – wyszeptał mi prosto do ucha, seksownym głosem. - A co ze mną? Uważasz, że jestem nie groźny?
W tym momencie przerwał na chwilę i jedną ręką bardzo powoli przejechał po moim udzie. Poczułam, że na moim ciele zaczynają pojawiać się te dreszcze. I to nie te obrzydliwe dreszcze, tylko te przyjemne które czułam zawsze kiedy on tylko znalazł się blisko mnie.
- Jeżeli byś chciała, moglibyśmy to zrobić nawet teraz – powiedział po chwili, wciąż nie ściągając ręki z mojego uda. - Stoimy obok mojego samochodu, ale jak chcesz możemy iść do twojego domu. A może już nie możesz się doczekać? Wiesz tylne siedzenia...
- Tomlinson skończ pierdolić te głupoty i po prostu idź do domu – powiedziałam i z całą stanowczością odepchnęłam go od siebie chociaż kosztowało mnie to trochę silnej woli.
Zaczęłam się kierować w kierunku mojego bloku szybkim krokiem. Chciałam się znaleźć daleko od niego. Jednak nie było to możliwe bo on znowu mnie dogonił. Kiedy stał koło mnie podniósł mój podbródek w taki sposób, że byłam zmuszona spojrzeć mu w oczy nawet jeżeli bardzo tego nie chciałam.
- Mówiłem poważnie – powiedział. - Nie zostawię ciebie dzisiaj samej. A co do tylnego siedzenia to nigdy bym tego nie zrobił.
Jego słowa zabolały, nawet jeżeli tego nie chciał.
- Nie to żebym nie chciał, ale nie dzisiaj – dodał szybko, a ja zobaczyłam w jego oczach coś w rodzaju smutku. - Nie jestem taki za jakiego mnie masz, nie chcę żebyś tak o mnie myślała. Nie jestem dobrym chłopakiem, to prawda. Ale nie jestem taki jak on, nigdy nie zrobiłbym ci czegoś takiego. Poza tym zasługujesz na coś więcej niż seks w samochodzie, powinnaś o tym doskonale wiedzieć. A dzisiaj biorę za ciebie pełną odpowiedzialność i zadbam o to żebyś był już bezpieczna. Dobrze?
- Dobrze – odpowiedziałam zmęczonym głosem.
Pokierowaliśmy się w ciszy w stronę mojego domu. Najbardziej nienawidziłam w Louise tego, że w jednej chwili był miły i troskliwy, zachowywał się jak chłopak marzenie. Nie chciałam o nim tak myśleć bo nie byłam w stanie sobie wyobrazić sytuacji kiedy na przykład mieliśmy razem iść do kina, a on by mi kupował bilet i popcorn jak prawdziwy dżentelmen.
Ale nadal nie byłam w stanie go rozgryźć. Zwykle kilkanaście minut rozmowy wystarczyło mi żeby dowiedzieć się kim jest dana osoba. Ale z nim to wszystko było zupełnie inne. Był dla mnie trudną zagadką. Miałam wrażenie, że z każdą chwilą znam go coraz słabiej. O ile to było w ogóle możliwe.
- Numer trzy?
Głos Louisa wyrwał mnie z rozmyślania o nim. Nawet się nie zorientowałam jak to się stało, ale staliśmy przed moim blokiem. On trzymał lewą dłoń parę centymetrów od domofonu. Prawą trzymał w kieszeni.
- Cztery – poprawiłam go. - Wpisz kod, cztery trzy dwa trzy.
Tomlinson wykonał moje polecenie, a następnie z łatwością otworzył drzwi i pokazał mi abym weszła pierwsza do środka. Podeszłam do windy i przywołałam ją odpowiednim przyciskiem. Przyjechała po okołu dwudziestu sekundach. Weszliśmy do niej razem i zaczęliśmy jechać na drugie piętro.
Winda, tak jak wszystko w moim bloku i okolicy, była nowa i urządzona w eleganckim stylu. Mimo, że używałam jej już mnóstwo razy nadal robiła na mnie takie samo wrażenie jak przy pierwszym razie.
Odwróciłam wzrok od pustej ściany i spojrzałam w kierunku lustra. Było naprawdę ogromne, można było się w nim dokładnie obejrzeć. A ja o tym zapomniałam dlatego szybko odwróciłam wzrok. Nie mogłam na siebie patrzeć, byłam w okropnym stanie. Moje włosy były rozwiane na wszystkie strony, makijaż cały rozmazany. Moje ubrania też nie robiły dobrego wrażenia, były całe pogniecione.
Przechyliłam lekko, prawie niewidocznie, głowę w lewo aby przyjrzeć się Louisowi. Stał koło mnie, opierał się o ścianę i patrzył gdzieś wysoko w górę. Nie wiedziałam czy nad czymś intensywnie myślał czy po prostu to była jego obojętna mina. Co się dzieje w jego głowie, spytałam siebie w myślach. W tamtym momencie strasznie tego żałowałam.
Jazda była bardzo krótka więc dosyć szybko usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk który oznajmił nam, że jesteśmy już na miejscu czyli na drugim piętrze. Tak naprawdę winda była nam niepotrzebna. Nie mieszkałam wysoko więc mogliśmy spokojnie pójść schodami.
Podeszliśmy do drzwi od mojego mieszkania. Wyjęłam z kieszeni klucze które wcześniej bardzo mi ciążyły. Weszłam do mieszkania i poczułam to. Ten mój zapach który znałam lepiej niż cokolwiek. Byłam pewna, że Tomlinson też go wyczuł.
- Może przebierzesz się w coś innego?
Na początku wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu. Było w nim coś innego, ton nie był obojętny czy chłodny. Chłopak zabrzmiał troskliwie, jakby mu naprawdę na mnie zależało. A tak przecież nie było.
- Po co to robisz? Bo musisz? - spytałam trochę zbyt ostro, a na jego twarzy pojawił się delikatny grymas. Było późno, wiele się wydarzyło. Wiedziałam, że nie powinnam go prowokować do kłótni. Ale robiłam to, jakby to była jakaś gra którą chciałam wygrać.
- Już o tym rozmawialiśmy – odpowiedział. - Dzisiaj jestem za ciebie odpowiedzialny...
- … dlatego traktujsz mnie jakby miała pięć lat – przerwałam mu. - Dzięki za troskę. Naprawdę to doceniam, ale nie potrzebuję twojej pomocy. Przez ostatnie parę miesięcy doskonale dawałam sobie radę sama. Nie potrzebuję ciebie, ani nikogo innego!
- Każdy kogoś potrzebuje.
Głos Louisa był tak cichy, że zabrzmiał prawie jak szept. Był spokojny i opanowany. Zachowywał się tak jakby chciał mnie uspokoić.
- Wiesz, że jesteśmy trochę podobni – spytał po chwili ze słabym uśmiechem. - Zakładamy maski i chowamy pod nimi nasze emocje, uczucia. Tylko w przeciwieństwie do mnie, ty jesteś dobra i nie masz co ukryć. Pewnie, każdy ma jakieś brudy z przeszłości i pewnie przez nie jesteś tutaj, a nie w Bostonie. Ale gdybyś wiedziała co ja robiłem. Nie chciałabyś, uwierz mi. Nigdy nie wpuściłabyś mnie tu. Chociaż może powinienem ci kiedyś wszystko opowiedzieć. Zrozumiałabyś kto tutaj naprawdę jest tym złym.
Nie przerywałam mu, a on kontynuował dalej swój monolog.
- Mimo tego jaki jestem, w tym momencie po prostu mnie potrzebujesz. Nie powiesz tego nigdy na głos, ale nie chcesz zostać teraz sama. Dlatego będę tu przy tobie. Nie chcę się z tobą kłócić, nie dzisiaj i nie po tym co się stało... Co się mogło stać. Idź się przebierz i umyj, Eleanor. Proszę, chociaż raz nie stawiaj na swoim. A ja zniknę skoro tego właśnie chcesz.
Jego słowa podziałały. Pięć minut później stałam w kabinie prysznicowej. Gorąca woda spływała po moim ciele pełnym siniaków i próbowała wymazać z pamięci ostatnie zdanie wypowiedziane przez Louisa.

'' A ja zniknę skoro tego właśnie chcesz ''

Ale czy tego właśnie chciałam?

6 komentarzy:

  1. Opowiadanie cholernie wciąga, naprawdę. Bardzo podobają mi się opisy i wprowadzane sytuacje. Ciekawie wyprowadzasz wydarzenia, a dialogi też są twoją mocną stroną. Ja mogłam wyobrazić sobie wszystko o czym czytałam. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. <3

    W wolnym czasie zapraszam do siebie:
    http://guilty-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham Cię! proszę tylko,zwróć uwagę na te literki,które potrafisz zjeść lub dopisać.
    mała sugestia :)
    całość jest cudowna,boże,a obraz Lou w mojej głowie,jezus. kocham go tak bardzo:(
    @officniallswife

    zapraszam Cię na moje fanfiction z Niallem :) http://andihopeyouaretheone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietne opowiadanie! Czekam na kolejne czesci ;) @smieszka1d

    OdpowiedzUsuń
  4. "Z moim nieco ponad metrem siedemdziesiąt wypadałam dosyć słabo."
    A co ja mam powiedzieć z moimi trochę ponad 160 cm ? ;D
    Ahh wybrałam dobry tok wydarzeń ;D Dobry Louis, grzeczny Louis, tajemniczy Louis ...
    A co do ostatniego zdania : nie chcesz tego, Eleanor ! Chcesz zostać z nim na zawsze i masz mnie posłuchać ! ;D
    @bemyloueh_

    P.S. - wzruszyłam się na końcówce, sama nie wiem dlaczego, ale to było takie aww :* Ta cała wypowiedź Lou i wgl. :P

    OdpowiedzUsuń